Christmas carols and songs

Odkąd każdą salę naszej szkoły wyposażono w komputer z dostępem do internetu, korzystam z różnych narzędzi TIK niemal na każdej lekcji. Quizlet jest wręcz na porządku dziennym. Zauważyłam, że gdy robimy ćwiczenia online w tej aplikacji, zaraz wzrasta mi liczba nowych użytkowników. Jest to dla dzieci bodziec, żeby jednak zarejestrować się na stronie quizlet.com

Ostatnio zaproponowałam ją rodzicom trzecioklasistów i powoli dochodzę do wniosku, że w pewnym zakresie będzie ona odpowiednia również dla pierwszaków.

Obecnie korzystam z kursu Tiger, w przeszłości wybrałam New Sparks Plus, który posiada świetną stronę ułatwiającą uczniom opanowanie poznawanego na lekcjach słownictwa. Zachęcam do odwiedzania tej strony, ponieważ mimo różnic między poszczególnymi kursami, słownictwo w dużej mierze się pokrywa. Jeśli już dziecko ma spędzać czas przed monitorem, to niech robi coś pożytecznego.

Dzisiaj z 7-klasistami śpiewaliśmy angielskie kolędy i świąteczne piosenki. Z rozrzewnieniem wspominaliśmy dawne wspólne czasy, gdy uczyłam ich języka angielskiego (mieliśmy kilkuletnią przerwę). Przygotowywaliśmy wówczas regularnie lekcje otwarte dla rodziców, podczas których uczniowie prezentowali okolicznościowe przedstawienia oraz wiersze i piosenki. W okresie świątecznym zaśpiewaliśmy wówczas kolędę „12 Days of Christmas„. Dziś ją sobie przypomnieliśmy. Pocięłam i rozlosowałam występujące w tym utworze świąteczne dary. Ustawiliśmy się w odpowiedniej kolejności i radośnie śpiewaliśmy. 🙂

Jest to bardzo „wdzięczny” tekst, jeśli chodzi o utrwalenie liczebników porządkowych. Można je usunąć i rozdać uczniom tekst do uzupełnienia.

Oprócz tego korzystaliśmy z kolęd i piosenek w wersji karaoke na youtube. Nie mogło wśród nich, oczywiście, zabraknąć nieśmiertelnego „Last Christmas”. 🙂 Wszak sezon w pełni. 🙂

This is wrong

Koniec pierwszego semestru zbliża się wielkimi krokami. Sezon na „Czy mogę poprawić ocenę?” uważam oficjalnie za otwarty. 🙂

Długo się zastanawiałam, czy poruszyć tu ten temat, ale ponieważ spotkało mnie to po raz kolejny, uznałam – ze względu na zasięg tego bloga – że jest to jak najbardziej odpowiednie miejsce, by napiętnować złe praktyki. Stąd też tytuł wpisu (w wolnym tłumaczeniu) „Tak się nie robi”, „To nie w porządku„.

Uważam się za dobrego nauczyciela i taki też mam odbiór w lokalnym środowisku. O ile uczeń jest chętny do współpracy i wykazuje choć minimalne zainteresowanie nauczanym przeze mnie przedmiotem, potrafię mu pomóc w osiągnięciu sukcesu na miarę jego możliwości. Mam wśród swoich podopiecznych takich, którzy bez pomocy z zewnątrz otrzymują wysokie noty i zdobywają kolejne stopnie wtajemniczenia. Mam też takich, którzy z pomocą osób trzecich – o, zgrozo, wykonujących ten sam zawód, co ja – próbują mnie oszukać, że znają angielski na przyzwoitym poziomie. Uważam to za brak etyki zawodowej, kiedy inny nauczyciel udostępnia uczniom testy, z których  korzystam w szkole (a dzieci jeszcze się tym chwalą… <facepalm>). Co ciekawe i przerażające zarazem, etyki zawodu nauczyciela nie ma w programie studiów licencjackich z języka obcego (piszę o tym z doświadczenia). Jest natomiast uwzględniona w toku magisterskich studiów pedagogicznych. Tak czy siak, zawód nauczyciela wymaga określonej postawy moralnej, która zdecydowanie wyklucza oszustwo.

Mimo iż powtarzam uczniom, że uczą się dla życia, a nie dla ocen, okazuje się, że nagle stały się one niezwykle ważne. Za kogo trzeba się lub mnie uważać, żeby sądzić, że nie zauważę nic dziwnego w tym, że uczeń w klasie wykazuje się wiedzą najwyżej na 3, a sprawdziany pisze bezbłędnie na 5 lub nawet 6? Najbardziej współczuję niczego nieświadomym rodzicom, którzy to oszustwo finansują. Kłamstwo ma krótkie nogi i prędzej czy później ujrzy światło dzienne. O ile uczeń nie zacznie pracować, to wyłoży się na egzaminie 8-klasisty. Albo zapomni języka w gębie w sytuacji życiowej wymagającej użycia języka obcego. Wtedy to dopiero będzie zaskoczenie dla wszystkich, bo przecież dotąd były same piątki i szóstki, a tu nagle ani be, ani me. Można oszukać każdego… z wyjątkiem siebie.

W tych okolicznościach przyrody pomysł utworzenia w szkołach komisji ds. etyki zawodowej nie do końca uważam za chybiony. Przydałoby się niektórych „rzemieślników” usunąć z zawodu lub przynajmniej porządnie utrzeć im nosa. Ciekawe też, jak zachowałby się dyrektor na wieść, że jego pracownik dopuszcza się takich przewinień. Albo rodzice – że sponsorują kogoś, kto zamiast rozwijać ich dziecko językowo, uczy je tylko poprawnie wypełniać luki w teście. Oczywiście, są to rozwiązania doraźne. Systemowo powinniśmy brać przykład z Finów, u których nauczycielem nie zostaje byle kto (bez urazy). Tam nie jest tak łatwo dostać się na studia pedagogiczne, ani je ukończyć. Dzięki temu do zawodu trafiają wyłącznie jednostki gruntownie do pełnienia swojej odpowiedzialnej roli przygotowane.

Nie każdy ma predyspozycje do bycia nauczycielem. Im prędzej to sobie uświadomi, tym więcej niewinnych umysłów ocali. 😉 Wróbla… na plewy? Misia… na sztuczny miód? No sorry, ale to nie tędy droga.

 

 

Lord of the Flies

Ostatnio omawiałam z klasą 7. treść książki „Władca Much” Williama Goldinga. Wspomniano o niej bowiem w podręczniku All Clear, z którego korzystamy. Informacje wsparte filmikiem ze SparkNotes zachęciły niektórych uczniów do zapoznania się z całością.

Mnie natomiast najbardziej zaintrygowała rozmowa nt. plagiatowania prac z internetu i niechęć do podejmowania samodzielnego wysiłku w kontekście zadania domowego (recenzja książki w oparciu o wskazówki z zad. 5, str. 35 – na jutro!). Odnoszę nieodparte wrażenie, że uczniowie niecierpliwie oczekują wprowadzenia do powszechnego użytku mikroprocesorów zintegrowanych z ich mózgami, dzięki którym będą mieli stały dostęp online do niezbędnych informacji, bez konieczności obciążania mózgu tak trudnym przecież procesem myślenia i przetwarzania danych. 😉

PS. Szeroko dyskutowanym zadaniom domowym poświęcę osobny wpis.

 

Quizlet

Jakiś czas temu wspomniałam, że wgryzam się w Quizlet. To darmowa aplikacja do nauki słówek, z której można korzystać online na stronie quizlet.com lub którą można pobrać na dowolne urządzenie mobilne.

Wprowadzam tam słówka (i obrazki), których uczymy się na lekcjach. W (atrakcyjnej, moim zdaniem) formie fiszek i gier dydaktycznych uczniowie mają szansę przećwiczyć je na Quizlecie.

Prawie miesiąc zajęło uczniom zarejestrowanie się na tej stronie. Wciąż nie wszystkim się to udało, co zaczyna przyprawiać mnie o ból głowy (chciałabym bowiem m.in. sprawdzić, czy i w ich przypadku okaże się to skutecznym narzędziem oraz skorzystać z opcji „live” na lekcjach). Ci, którzy zrobili to sprawnie, już odczuwają efekty. Postawa pozostałych po prostu mnie zadziwia, ponieważ – o ile mi wiadomo – nie da się przyswoić słówek przez osmozę. Trzeba je JAKOŚ przećwiczyć i zapamiętać. „Niestety”, nie mogę też nauczyć się za nich. Jeśli więc nie odpowiada im moja propozycja, powinni poszukać innych opcji, które odpowiadają ich stylowi myślenia i działania (to takie moje pobożne życzenie). A po ocenach widzę, że nie szukają wyjścia ze swojej dość kiepskiej sytuacji. Cóż, można przyprowadzić konia do wodopoju, ale nie zmusi się go, żeby pił.

Podobno generalnie dzieci mają bardzo silną motywację, tylko niekoniecznie do robienia tego, na czym nam w danej chwili najbardziej zależy. 🙂 Ponadto, cytując słowa znanej podróżniczki Beaty Pawlikowskiej, każdy dochodzi do mądrości własną drogą. Inny zaś mędrzec rzekł, iż nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku (Lao Tzu). Trudno osiągnąć pożądane efekty bez chociaż minimalnego wysiłku.