Korzenie i skrzydła

Są dwie rzeczy, które rodzice powinni dać swoim dzieciom: jedną są korzenie, drugą – skrzydła. Człowiek, tak jak drzewo, pozbawiony korzeni, usycha. Bez skrzydeł zaś nie rozwinie w pełni swojego potencjału.

Zaprowadziłam dziś dzieci do siedziby Towarzystwa Miłośników Historii Ziemi Gryfińskiej, gdzie moja babcia cioteczna, Aleksandra Ogrodnik zd. Ławicka opowiedziała nam o swoim ojcu, a moim pradziadku, Wacławie Ławickim. Był on ciekawą postacią z kilku powodów.

Po pierwsze, zataił przed komisją poborową swój młody wiek i choć miał dopiero 16 lat, podał się za 18-latka, by móc być powołanym do wojska. Podczas pierwszej wojny światowej walczył w 7. Pułku Ułanów Lubelskich. Następnie walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. Został poważnie ranny w bitwie pod Cycowem, przestrzelono mu płuco. Z pola walki aż do Rawy Mazowieckiej poniosła go jego ukochana klacz, ratując go w ten sposób od niechybnej śmierci. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie, ale pewien felczer zasugerował, by podwieszono go do góry nogami tak, żeby zbierająca się ropa mogła swobodnie wyciec. Tym sposobem uratowano mu życie. Klacz towarzyszyła mu przez kolejnych 20 lat – do 1942 roku, w którym zarekwirowali ją Niemcy. Walczył również podczas drugiej wojny światowej.

Po drugie, pełnił on w naszym mieście ważną funkcję: był naczelnikiem do spraw aprowizacji.

Po trzecie, miał ciekawe hobby: zajmował się korzenioformą. Stworzył wiele ciekawych prac, za które zdobył liczne nagrody i wyróżnienia. Kilka z nich zachowało się do dziś i znajduje się w jednej z sal klubu Odys.

Mój tato, niedługo przed śmiercią, przygotował ku czci swojego dziadka gablotę, w której umieścił najważniejsze informacje o jego życiu i odznaczeniach. Została ona wyeksponowana w siedzibie Towarzystwa Miłośników Historii Ziemi Gryfińskiej.

Zachęcam swoich uczniów do rozmów z seniorami i poznawania historii swojej rodziny.

15lawicki
Wacław Ławicki. Fot. z archiwum Gryfińskiego Domu Kultury

 

Bajka o Ciepłym i Puchatym

Zastanawiam się, czy któryś post uda mi się zamieścić w odpowiednim czasie…

Po pierwszych i trudnych środowych zajęciach było wczoraj czuć różnicę w zachowaniu dzieci. Odniosłam wrażenie, że większość moich uczniów chce i potrafi dobrze się zachowywać. Problem z dyscypliną dotyczy wąskiej grupy chłopców. To skłoniło mnie do weryfikacji mojego wcześniejszego zamiaru, aby zasady zachowania w klasie ustalić demokratycznie w drodze ogólnoklasowej debaty. Zdecydowałam, że autokratycznie wybiorę 4 zasady, które osobiście uważam za potrzebne i ważne w tej klasie.

Zaczęłam od „Bajki (terapeutycznej) o Ciepłym i Puchatym” (http://www.pro-anima.pl/14.html), którą podsunęła mi Iza – żona mojego kuzyna, też nauczycielka. To był strzał w dziesiątkę. Po wysłuchaniu opowieści uczniowie próbowali odgadnąć, czym mogłoby być Ciepłe i Puchate oraz Zimne i Kolczaste. Dominowały odpowiedzi: kurczaczek i jeż. 🙂 Zapytałam, czy ich zdaniem mogłoby to być np. dobre słowo, przytulenie, miłość. Potwierdziły. Teraz łatwiej im było wskazać, czym mogłoby być Zimne i Kolczaste (złość, agresja, zło).

Ja też mam w swoim woreczku Ciepłe i Puchate oraz Zimne i Kolczaste – powiedziałam. – Zimne i Kolczaste tylko Wam pokażę, bo ja rozdaję tylko Ciepłe i Puchate.

Puściłam w obieg maskotkę, która najbardziej kojarzyła mi się z czymś ciepłym i puchatym. Dzieci ją głaskały, przytulały i podawały dalej.

Gdy potem zgłaszały mi, że ktoś im przeszkadza, słyszały: „On Ci proponuje Zimne i Kolczaste. Możesz je przyjąć albo pokazać, że wybierasz Ciepłe i Puchate.”

Następnie porozmawialiśmy o różnego rodzaju przepisach i regulaminach, typu po co komu rozkład jazdy pociągów/autobusów, zasady ruchu drogowego, reguły gry w szachy, przepis na ciasto albo regulamin korzystania z basenu. Porozmawialiśmy o uczuciach osób, w obecności których ktoś łamie obowiązujące przepisy; o tym, co by było, gdyby i co nam zapewniają rozmaite regulaminy. Potem przeszłam do naszych klasowych zasad. Pochwaliłam ich za to, że wiele z nich znają i przestrzegają. Są jednak osoby, które muszą je potrenować. Podałam im, co uważam za ważne i poprosiłam o komentarz. Zawarliśmy umowę, że postaramy się tych zasad przestrzegać:

  1. Jedna osoba mówi, reszta słucha.
  2. Chcesz coś powiedzieć, podnieś rękę i poczekaj na wezwanie do odpowiedzi.
  3. Ręce i nogi trzymaj przy sobie. (Zasada ta pochodzi z książki Billa Rogersa „Trudna klasa…”, o której wspomniałam w poprzednim wpisie.)
  4. Szanuj siebie i innych. (Ta jest bardzo pojemna i choć generalnie należy unikać takich ogólnych zasad, uznałam, że w naszej klasie będzie odpowiednia. Zawarliśmy w niej m.in. uprzejmość, unikanie wulgaryzmów, dbałość o higienę i schludny wygląd, i inne).

Konsekwencje (skutki) łamania zasad:

  1. Upomnienie słowne (maksymalnie 2 razy – dop.aut.)
  2. Minus za zachowanie (przy ocenie z zachowania w dzienniczku)
  3. Pisemna uwaga do dzienniczka
  4. Rozmowa z rodzicami
  5. Spotkanie z rodzicami w obecności pedagoga szkolnego
  6. Wykluczenie z najbliższej wycieczki lub imprezy klasowej lub szkolnej

Wprowadzenie tego swoistego kodeksu wprowadziło ład, którego sporej grupie dzieci brakowało (patrz poprzedni wpis).

Uczniowi, który najprawdopodobniej doświadczył Zimnego i Kolczastego, zdecydowaliśmy dawać dużo Ciepłego i Puchatego. Ponadto uczeń sam zadeklarował, że będzie moim całorocznym pomocnikiem. I jak tych dzieci nie kochać? 🙂

Oto moje propozycje Ciepłego i Puchatego oraz Zimnego i Kolczastego
Oto moje propozycje Ciepłego i Puchatego oraz Zimnego i Kolczastego

 

Lekcja survivalu nr 1

Tak to już w nauczycielskim życiu bywa, że niektóre klasy wymagają od wychowawcy umiejętności survivalowych. Dzieci są bystre i od pierwszych minut zajęć sprawdzają, czy nauczyciel da sobie wejść na głowę. Przygotowałam – w swoim mniemaniu – ciekawe zajęcia, ale były one raz po raz sabotowane przez stałą grupkę chłopców. Przydatne okazały się wskazówki, które znalazłam w książce Billa Rogersa „Trudna klasa. Opanować, wychować, nauczyć…” Kiedy po lekcjach rozmawiałam w pokoju nauczycielskim z koleżanką po fachu, stwierdziłyśmy, że 50% sukcesu w naszym zawodzie to odpowiedni charakter i predyspozycje. Ta klasa czekała na mnie. 🙂

Tym, co było dla mnie istotne z zawodowego punktu widzenia, to informacja, którą przekazała mi spora grupa uczniów w odpowiedzi na pytanie z książeczki o to, czego dzieci nie lubią i co je denerwuje. Okazało się, że wielu z nich przeszkadza hałas i niewłaściwe zachowanie niektórych chłopców. Będziemy nad tym pracować.

Ucieszyłam się, gdy dzieci z uwagą wysłuchały napisanego przeze mnie opowiadania pt. „Morska przygoda”, w którym są oni głównymi bohaterami. Zanim przystąpiłam do czytania pokazałam dzieciom trzy rekwizyty (korę brzozy, wydrążoną gałąź czarnego bzu i lupę) z prośbą o zwrócenie uwagi na rolę, jaką odegrają one w opowiadaniu. W dużym skrócie: klasa wraz z wychowawczynią i dodatkową opiekunką wybrała się na wycieczkę do Świnoujścia. Podczas rejsu statkiem wycieczkowym nastąpiło gwałtowne załamanie pogody, w wyniku którego znaleźliśmy się na bezludnej wyspie – a przynajmniej tak nam się wydawało. Schroniliśmy się w jaskini, bawiliśmy się i uczyliśmy – wszak podstawa programowa sama się nie zrealizuje. 😉 Nadaliśmy list w butelce i czekaliśmy na ratunek. Pobyt na wyspie był dla uczniów nie tylko wspaniałą przygodą, ale i cenną lekcją. Dowiedziały się, że ich przetrwanie zależy od współpracy i wzajemnego wsparcia. Miały tam okazję poznać się od innej strony, bo znalazły się w innych warunkach niż typowo szkolne. Poczuły, że stanowią zespół. Podobało im się to, że tam wystąpili. Z komentarzy dowiedziałam się, że bardzo chcieliby taką przygodę przeżyć. o.O

Na koniec tego trudnego i wyczerpującego dnia usłyszałam coś, co wynagrodziło mi cały ten trud i stres: „Proszę pani, ja nie chcę wracać do domu. Chcę zostać tu z panią.” To jedna z tych chwil, dla których cieszę się, że robię to, co robię. 🙂

 

Pierwsze koty za płoty

Post zamieszczam z lekkim opóźnieniem, ale wrażenia, które opiszę, są wciąż świeże i gorące.

Koszulka z napisem zrobiła wczoraj furorę, zarówno wśród koleżanek po fachu, jak i wśród dzieci – i o to chodziło. Posłużyła wszystkim za swoisty drogowskaz i pozwoliła rodzicom przyprowadzić dzieci właściwej osobie. Okazało się, że część rodziców dowiedziała się o moim blogu pocztą pantoflową i moja koszulka nie była dla nich zaskoczeniem. Dzięki, Izo. 🙂

Pierwsze wrażenie było bardzo dobre. Mam nadzieję, że to dobry znak na przyszłość. Moja praca jest dla mnie przyjemnością i cieszy mnie, gdy pobyt dzieci w szkole też jest tak przez nie odbierany.

Ośmieliłam się od razu zadać dzieciom zadanie domowe. Przygotowałam im 8-stronicową książeczkę do uzupełnienia rysunkami lub słowami. Były tam takie hasła jak: autoportret, moja rodzina, mój przyjaciel/przyjaciółka, ulubiona zabawa, tego nie lubię/to mnie denerwuje, mój talent, w szkole najbardziej lubię, w tym roku szkolnym chciałbym/chciałabym. Uznałam, że dzięki temu dowiem się czegoś więcej o dzieciach i pozwolę im poznać się lepiej nawzajem. Podobną książeczkę przygotowałam też o sobie. Po powrocie z pracy zdam relację.

Okładka przygotowanej przeze mnie książeczki
Okładka przygotowanej przeze mnie książeczki